Spośród 78 pacjentów szpitala w Wolicy 68 osób ma dodatni wynik testów na obecność koronawirusa. Zdecydowana większość z tych osób nie jest samodzielna.
- W tej chwili blisko 90 proc. pacjentów jest leżących, którzy wymagają całodobowej opieki. Trzeba przy nich wykonywać wszystkie czynności pielęgniarskie, jak i te życia codziennego. Jest to karmienie, podawanie leków i inne zlecenia lekarskie. Obciążenie pracą jest ogromne i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo wcześniej też miałyśmy pacjentów w różnym stanie, ale nie było tylu leżących – mówi Ewa Młynarczyk przewodnicząca Organizacji Zakładowej Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych przy Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Zakładów Opieki Zdrowotnej Chorób Płuc i Gruźlicy w Wolicy, obecnie jednoimiennym szpitalu zakaźnym.
Jak podkreśla pielęgniarka, największym obciążeniem dla personelu są kombinezony, które ciężko się wkłada i ciężko się w nich pracuje.
Jest w nich gorąco. Do tego dochodzi szczelna maska i przyłbica. To ogromny dyskomfort. Kiedy wracamy z oddziału, to opadamy z sił, ale na razie staramy się dawać radę. Jest nam bardzo ciężko. Wciąż próbujemy pozyskać personel, bo mamy ciągle niedobory. Jest nas dużo mniej, bo rozporządzenie zabrania pracy w kilku miejscach. Nie myślimy o tym, że zbliża się lato i jak wtedy damy sobie radę – dodaje Ewa Młynarczyk.
Pielęgniarka dodaje, że wszyscy wykonują tę samą pracę i nie ma szans na taryfę ulgową.
Byłoby to luksusem, że mamy dwa zespoły i jeden wchodzi na oddział, a drugi odpoczywa i zmiana. Przy tej ilości pielęgniarek nie ma takiej możliwości. Wchodzi zespół i robi wszystkie czynności tak długo, aż je zrobi, aż przebierze pacjentów, umyje, nakarmi, poda leki… Dopiero wtedy możemy iść na przerwę. Jeden zespół to trzy pielęgniarki i do tego dochodzi dwóch, trzech wolontariuszy. Wolontariusze są dużą pomocą – tłumaczy kobieta.
Praca w szpitalu zakaźnym wymaga jednak dodatkowych poświęceń. Większość z personelu szpitala w Wolicy po pracy nie wraca do domu, ale przebywa w hotelu. Wszystko po to, aby na wszelki wypadek izolować się od bliskich. Niestety, część osób musi mierzyć się z hejtem.
- Jest jednak tak, że czasem trzeba zajrzeć do domu. Chociażby po to, aby wymienić odzież, czy przygotować posiłek mężowi. Jedni spotykają się z aprobatą i przyjaznymi gestami. Ale są też takie koleżanki, które opowiadają, że nawet ich rodzinie nie wolno wejść do sklepu. Jedna z koleżanek opowiada, że sąsiad jej mówił, że jak się pojawi, to będzie do niej strzelał z procy. Pojawiają się niefajne rzeczy, ale generalnie jakoś próbujemy sobie z tym poradzić – podkreśla Ewa Młynarczyk.
Polub nas na FB
Widzisz wypadek? Coś cię zaniepokoiło? Chcesz się czymś pochwalić?
Pisz do nas na: [email protected]
lub zostaw nam wiadomość na facebooku
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?